dodano: 2017-11-09 20:55 | aktualizacja:
2017-11-13 12:16
autor: Daniel Gadomski |
źródło: satkurier.pl
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Jak wynika z danych Nielsen Audience Measurement, podawanych za portalem Wirtualne Media, średnia widownia trzech pierwszych odcinków z drugiej serii „Belfra” wyniosła 306 tys. widzów, co przekłada się na 2,13 proc. w całym rynku telewizyjnym. W pierwszym półroczu
Canal+ miał zaledwie 0,25 proc. udziału w rynku, a konkurencyjny
HBO 0,18 proc. Wysoka oglądalność „Belfra” pokazuje, że całkiem sporo osób ma dostęp do
Canal+, ale ci sami ludzie niekoniecznie często korzystają z tej stacji. Samemu zdarza mi się to coraz rzadziej, bo wiele pozycji filmowych to nie gatunki z mojej bajki. Do tego nieustanne powtórki pozycji, które miały premierę np. kilka lat temu. Im więcej pozycji takich jak „Belfer” czy w przypadku
HBO „Wataha”, tym mniej rezygnacji z filmowych kanałów premium.
Wydaje się, że polskie
Canal+ i
HBO powinny pójść w ślady
Netfliksa i produkować na potęgę droższe i ambitniejsze produkcje. Nawet jeżeli będzie się to wiązało z utratą sportowych praw. Prawa do Ligi Mistrzów kosztują krocie, a zapewniają podobną widownię. Na przykład rok temu mecz Legia Warszawa - Real Madryt oglądało 359 tys. widzów. Od sezonu 2018/2019 rozgrywki będą pokazywane w Polsacie, więc
Canal+ powinien więcej inwestować w polskie produkcje. Business Insider Polska niedawno informował, że
Canal+ już rozpoczął zdjęcia do dwóch nowych polskich produkcji: kryminalnej „Kruk. Szepty słychać po zmroku” i sensacyjnej „Nielegalni”.
HBO kończy właśnie emisję 2. sezonu „Watahy” i jednocześnie pracuje nad miniserialem „Ślepnąć od świateł”. Obawiam się jednak, że w przypadku obu głównych filmowych kanałów premium to zbyt mało, żeby przyciągnąć takie zainteresowanie jak
Netflix na całym świecie.
Problemem
HBO i
Canal+ jest XX-wieczna formuła oferowania seriali.
Netflix oferuje od razu cały sezon. On wciąga użytkownika, który przeważnie w kilka godzin albo w kilka dni ogląda wszystkie odcinki i czeka z niecierpliwością pół roku albo rok na następny sezon przy okazji wciągając się w kolejne produkcje.
Canal+ i
HBO zamieszczają stopniowo odcinek po odcinku, dlatego wielu abonentów nie ma cierpliwości, żeby się uzależnić. Gdyby skala produkcji była większa, to możliwe byłoby oferowanie całych sezonów w ramach VoD. Inna sprawa to jakość obsługi platform
Canal+ VoD i
HBO GO. Czasami woła o pomstę do nieba. Menu jest niewygodne i niepraktyczne, trudno znaleźć swoje ulubione produkcje. Nadawcy powinni to dopracować. Na pewno dobrze zbudowane, wygodne w obsłudze VoD z wieloma produkcjami przyciągnie więcej klientów niż dekodery 4K, do których treści będzie jeszcze długo jak na lekarstwo.
Netflix ma przewagę nad platformami cyfrowymi i kanałami premium, bo jest dostępny na niemal całym świecie. Możemy zatem oglądać i to już po polsku seriale amerykańskie, kanadyjskie, brytyjskie czy nawet brazylijskie. Mimo ostatnich kłopotów Kevina Spacey, grającego główną rolę w hitowym „House of Cards”, to nie jest platforma jednej produkcji tylko wielu. Jej popularność będzie w Polsce wzrastać i będzie coraz bardziej uderzać w platformy cyfrowe. Ostatnie dane
Netfliksa pochodzą z początku roku i mówią o prawie 400 tys. unikalnych użytkowników miesięcznie z naszego kraju. Być może
nc+ i
Cyfrowy Polsat nie powinny rywalizować z tym serwisem, tylko nawiązać współpracę. Na przykład zaoferować go jako opcja dodatkowa - aplikacja VoD za kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Jeden „Belfer” czy „Wataha” wiosny nie czyni i konkurować zwłaszcza o młodych widzów będzie operatorom coraz ciężej.
Materiał chroniony prawem
autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.