Uwielbiam góry. Patrząc na kolejki do znanych polskich szczytów, można stwierdzić, że coraz więcej naszych rodaków podpisuje się pod tym zdaniem. Czy to dobrze, czy źle – to sprawa do rozważenia w osobnym artykule. Tak czy inaczej – należę do osób, które cenią sobie góry także za spokój i chwilę pobytu sam na sam ze sobą. Z tego powodu wybrałam się w Góry Sowie, trochę mniej oblegane niż czołowe pasma. I – mimo kilku trudności na drodze – mogę śmiało stwierdzić, że polubiłam je – za zaskakiwanie pięknymi widokami, zapachem świerków i za ciszę. Chociaż nie wszystko było takie piękne.
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Na wspomnianym rozdrożu wybrałam drogę wzdłuż nieczynnego, zabytkowego wyciągu narciarskiego – po północnym zboczu góry. Trasa ta jest najbardziej stroma ze wszystkich (o czym przekonałam się później) – 2 kilometry żmudnego wspinania się. Jednak cały ten wysiłek wynagradza coraz to piękniejsza panorama Sudetów, wyłaniająca się z tyłu zza drzew. To zdecydowanie pomaga. Natomiast Wielka Sowa pokazuje swe oblicze dopiero, kiedy na szczyt zostaje kilkaset metrów – można wtedy zobaczyć wieżę radiową. Niewątpliwy znak, że już za chwilę cel wędrówki zostanie osiągnięty.
O ile od wspomnianego parkingu po drodze nie minęłam nikogo, tak na szczycie ludzi było co niemiara. Sprzyja też temu fakt, że czynny jest tam punkt gastronomiczny (za jedzenie można zapłacić kartą). Najbardziej charakterystyczna dla tego miejsca jest pobielana wieża widokowa, a także drewniane rzeźby sów – jednej dużej i dwóch małych. I właśnie przy nich można również przybić sobie pieczątkę zdobywcy (istotne zarówno dla zbieraczy takich pamiątek, jak i członków Klubu Korony Gór Polski, którym jestem).
Koniec zwiedzania? Nie, najlepsze dopiero przed nami!
Trasa: Rozdroże pod Wielką Sową – Kozie Siodło – Rozdroże pod Kozią Równią – Przełęcz Jugowska – Rozwidlenie nad Zygmuntówką – Bielawska Polanka
Zejść z góry można czterema głównymi trasami. Ja zdecydowałam się zejść szlakiem czerwonym, prowadzącym ku Przełęczy Jugowskiej. Trasa była o niebo przyjemniejsza niż ta, którą wspinałam się na szczyt. Typowo górskie ścieżki, położone wśród drzew. I najważniejsze – wreszcie odpowiednio oznaczone. Tutaj już ruch pieszy był większy, ale nie na tyle, żeby zakłócić przyjemność wędrówki. Po dojściu do przełęczy zdecydowałam się kontynuować trasę dalej – nie po ulicy (prowadzi nią zielony szlak), omijając Kalenicę ze względu na ograniczony czas do pociągu powrotnego (do niej prowadzi czerwony szlak). Pozostała mi droga oznaczona kolorem niebieskim. Nie żałowałam – to tutaj, a nie na Wielkiej Sowie, zobaczyłam najpiękniejsze panoramy gór tego dnia. Widoczność była bardzo dobra, więc bez trudu można było ujrzeć najdalsze szczyty. Kilkukrotnie Góry Sowie zaprezentowały tam, że mniej znane miejsca też mają cudowne walory krajobrazowe.
Coraz ciemniej
Trasa: Ciemny Jar – Leśny Dworek – Nowa Bielawa – Bielawa Zachodnia
Dochodząc do Bielawskiej Polanki, skierowałam się zielonym szlakiem w dół. Zaczęło robić się coraz ciemniej, ponieważ wchodziłam na ścieżkę otoczoną zewsząd buczyną. Obszar w tym miejscu należy do Rezerwatu Przyrody Bukowa Kalenica. Po drodze, oprócz tego gatunku drzew, spotkać można rzeźbione w drzewie twarze – są to posągi mające nawiązywać do starosłowiańskich tradycji. Jak wiadomo – Góry Sowie kryją w sobie wiele tajemnic – również tych związanych z wierzeniami.
Coraz bardziej stroma ścieżka prowadzi ku rzece – Bielawicy – i zakręca tuż przy niej, kierując się do Ciemnego Jaru, aby dalej wzdłuż zielonego szlaku – wyjść na parkingu przy Leśnym Dworku (tam też można odpocząć w altankach). Stamtąd, już drogą asfaltową, skierowałam się do Centrum Bielawy – od wyjścia do przystanku kolejowego jest trochę ponad 3,5 km drogi (można podjechać także autobusem). Ostatni pociąg odjeżdża o godzinie 19:37. Stacji pomylić nie można, ponieważ jest tylko jedna – Bielawa Zachodnia, z jednym peronem.