Bardzo dużo osób jest zaskoczonych, jak Chiny w porównaniu z Europą tak szybko dały sobie radę z koronawirusem i już kończą kwarantannę, podczas gdy inne kraje są w najbardziej kryzysowym momencie pandemii. Zacznijmy więc od tego, jak sytuacja z koronawirusem zaczęła się w Chinach i co właściwie Chińczycy robili, żeby temu przeciwdziałać.
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Początki koronawirusa w Chinach
Jak wszyscy już doskonale wiedzą, epidemia rozpoczęła się w mieście Wuhan w prowincji Hubei mniej więcej w drugiej połowie grudnia 2019 roku. Z początku zagrożenie było ignorowane przez władze lokalne (co zapewne skończyło się dla nich bardzo źle) aż do Chińskiego Nowego Roku, który tym razem wypadał 24 stycznia. Trzeba zaznaczyć, że jest to najważniejsze chińskie święto, trwające od 3 do 7 dni w zależności od wykonywanej pracy, a w szkołach czy uczelniach wolne z tej okazji rozciąga się nawet do miesiąca. W tym okresie występuje największa migracja ludzi na świecie, ponieważ każdy musi wrócić do swojego rodzinnego miasteczka czy wsi. Dla wielu pracowników jest to jedyna okazja, by odpocząć i się zrelaksować przez dłuższy czas. Chińskie władze rozpoczęły kwarantannę dopiero po Chińskim Nowym Roku, ponieważ technicznie rzecz biorąc nie mogli podjąć innej decyzji - to tak jakby odwołać święta Bożego Narodzenia :)
Dla większości ludzi kwarantanna nie była dużym problemem w pierwszych tygodniach, władze Chin po prostu przedłużały wolne. Ludzie zaczęli się nudzić i wymyślać coraz to nowe zabawy i internetowe challenge (np. ze stojącą miotłą). W międzyczasie skutecznie zablokowano wszystkie drogi wyjazdowe z Wuhanu oraz całej prowincji Hubei, fizycznie blokując mniejsze drogi, ograniczono wjazdy do innych miast, a także zamknięto osiedla, zostawiając zazwyczaj jedną bramę, by można było łatwo kontrolować, kto wchodzi i po co, ale i po to, by mierzyć temperaturę i wyłapać potencjalnych chorych.
Pojawiło się mnóstwo aplikacji mobilnych, które umożliwiały sprawdzenie, czy wśród osób jadących danym pociągiem czy lecących samolotem była jakaś zarażona, lub sprawdzenie na mapie, gdzie są osoby zarażone i kiedy się zaraziły. Noszenie maseczek na zewnątrz było obowiązkowe. Oczywiście ich też brakowało, wiec zaczęły być wydzielane. W najkrytyczniejszym momencie pojawiły się ograniczenia - tylko jedna osoba z mieszkania mogła wyjść na zakupy tylko co dwa dni, co kontrolowała ochrona każdego osiedla lub ochotnicze komitety osiedlowe. W zależności od miasta czy prowincji kontrole były prowadzone z różnym natężeniem.
Autobusy miejskie kursowały, ale chyba bardziej z przyzwyczajenia, bo mało kto ich używał na początku kwarantanny, w większości jeździły puste, z otwartymi oknami, żeby „wywiać” wirusa.