dodano: 2021-03-02 11:36 | aktualizacja:
2023-02-17 22:06
autor: Janusz Sulisz |
źródło: SAT Kurier 11-12/2020
Bangkok - stolica Tajlandii kiedyś źle mi się kojarzyła, bo pierwszą, krótką wizytę odbyłem jeszcze w 1992 r. – co prawda tylko na starym lotnisku, ale mało co nie skończyła się ona bardzo przykro. Tak to bywa, gdy laik sam, pierwszy raz wybiera się do Azji. Jednak kolejne lądowania w 2011 r. i 2013 r. to już był zachwyt nad Azją, nad tym, jakie nastąpiły tam zmiany i jak szybko rozwija się jeden z azjatyckich tygrysów, czyli Tajlandia. Ten kraj stał się tak modny, że masa turystów, jaka tam przybywała (Niemców, Rosjan, Polaków, Anglików, Australijczyków), czasami mogła przytłaczać, ale z drugiej strony był tam też spokój, takie buddyjskie wyciszenie, pomieszane z multikulti i azjatyckim hałasem. Zawsze warto wrócić do tego kraju, choć teraz to raczej marzenie ze względu na pandemię. Można by zadać pytanie: co jeszcze można napisać o takim Bangkoku? Przecież wszystko już napisano.
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Bangkok – miasto aniołów nad Zatoką Tajlandzką, koniecznie trzeba zobaczyć od podszewki – nie ma wyproś, choć pisząc to w dobie pandemii, kiedy Tajlandia jest de facto zamknięta (jedynie wpuszczają bogatych turystów z Chin), jest opowieścią nieco wirtualną, ale miejmy nadzieję, że kiedyś to wróci do normy. Lista miejsc do zwiedzania od 10 do 20 i tych najlepszych w 2 lub 3 dni jest dostępna na Internecie, więc nie warto się tu wysilać. Jedno jest pewne, że będąc w Tajlandii warto wydzielić sobie 2-3 dni jako absolutne minimum na zwiedzanie stolicy – to zależy, kto co lubi. Bo można się nastawić na świątynie – tych jest chyba z 400 różnych, przy czym po zobaczeniu 5 najlepszych potem wszystkie już wydają się podobne i dalsze zwiedzanie staje się nieco nudne. Dlatego trzeba rozłożyć to zwiedzanie Bangkoku na tydzień.
Można nastawić się na dzielnice handlowe, chińską lub na bazar na wodzie czy też weekendowy targ Chatuchak ze wszystkim, m.in. ciuchami czy owocowy, przy czym niesamowite jest już samo próbowanie nieznanych owoców, których czasami w Europie nie ma. Smaki świeżych ananasów czy bananów są tak różne od różnych dostawców na targu, że jest w czym wybierać.
Ci, co lubią dobre jedzenie, też nie pożałują, ale to trzeba wybrać się wieczorem, np. w okolice słynnej ulicy Khao San Road, bo uliczni sprzedawcy taniego i wyśmienitego jedzenia dopiero w nocy dają takie urozmaicenie, że smak i węch może dosłownie zwariować. Warto próbować wszystkiego – nigdy na ulicy w Tajlandii nie zatrułem się niczym, choć jadłem cuda na kiju (dosłownie: robaki, ośmiornice, skorpiony), a warunki przygotowania tego wszystkiego są czasami urągające higienie. Nasz sanepid pewnie zamknąłby ten cały tajski majdan uliczny w 5 minut.
Ważna jest kultura konsumpcji: pić wyłącznie własne napoje kupione w 7-Eleven (ichniejsza Żabka) lub zamykane w butelkach (piwo Chang lub Singha, woda źródlana znanej marki) – nic z lodem, ale wszystko, co usmażone na woku raczej bez problemu można spożywać. To takie informacje na dłuższy wstęp.
Jak się dostać?
Do Bangkoku trzeba polecieć, najczęściej do dużego międzynarodowego lotniska Suvarnabhumi. Za dobrych czasów latały tam samoloty LOT-u z Okęcia, ale ceny były wygórowane (2500-2800 zł), więc wielu wybierało tańsze loty z przesiadkami, zwykle w Berlinie/Monachium, Amsterdamie/Paryżu, Katarze lub Dubaju, bo ceny spadały do 2000-2200 zł, a czasami były poniżej 2000 zł, np. ukraińskimi liniami przez Kijów. Wiz dla Polaków teraz już nie ma, jednak pierwsze moje wizyty w tym kraju były z wizami i długimi, poniżającymi obywateli Polski kolejkami na lotnisku, wypełnianiem wniosków, robieniem fotek w lotniskowych automatach fotograficznych za jakieś chore pieniądze. Klęło się wtedy, dlaczego niby Tajlandia ma tak traktować obywateli Polski, a Niemcy czy Anglicy będący w Unii Europejskiej przechodzili bramki bez wiz i kłopotów. Czasami po powrocie z tajskich wysp trzeba było stać w takiej kolejce i składać wniosek o drugą wizę, by... odebrać bagaż, co było skandalem do kwadratu, a bezczelni do bólu tajscy pogranicznicy byli i są prawie bogami na tym lotnisku!
Teraz i tak Tajlandia jest zamknięta przez pandemię, a wpuszcza się jedynie bogatszych turystów na wizę VIP za sutą kasę albo 10 mln Chińczyków po testach. Takie czasy nastały, a turystyka w Tajlandii powoli umiera bez milionów Anglików, Rosjan, Niemców, Australijczyków, Amerykanów i innych obieżyświatów. Polacy i tak tam pojawili się 20 lat za późno w porównaniu z Niemcami czy Amerykanami, dla których Bangkok to już oklepane miejsce.
Tajowie robią wszystko, by jakoś podratować upadające hotele, salony masażu i całą turystykę, z której Tajlandia długo i dobrze żyła. Była tygrysem Azji i jakże szybko okazało się, od czego to zależy, kiedy turystyka przez pandemię przestaje być źródłem dochodów państwa. Na razie Polacy tam prędko nie wrócą, bo Tajowie boją się pandemii jak ognia. Być może szczepienia zmienią sytuację, ale w Tajlandii dopiero mają się zacząć, a wpuszczani będą wyłącznie Ci zaszczepieni i do tego ze śledzeniem przy pomocy specjalnej aplikacji.
Kiedy polecieć?
Bangkok ma taki klimat (tropikalny, monsunowy z wpływami oceanicznymi), że właściwie przez cały rok można tam przebywać. Ponieważ pobyt bez wizy jest zwykle na 90 dni, to bywało, że turyści za 2000 bahtów robili sobie wycieczki do Kambodży, Laosu, Singapuru lub innego kraju w Azji, tylko po to, by wrócić na kolejne 90 dni. Bangkok miał klimat wiecznej imprezy, czegoś ciekawego, pociągał uzależnionych seksualnie i tych, którzy w Wielkiej Brytanii czy Niemczech wynajmowali swoje mieszkanie czy dom, a siedzieli do oporu w Tajlandii – mieli na pobyt i rozrywkę w ciepłym klimacie.
Tak naprawdę najlepiej polecieć pod koniec listopada do marca, bo jest wtedy na tyle ciepło, że jest przyjemnie, a nie leje się żar ani deszcz z nieba. Można też polecieć w maju lub czerwcu. Muszę przyznać, że byłem tam też w czerwcu, ale było gorąco i parno z ciemnymi chmurami na niebie – dopiero wieczorem bywało jako tako. Raczej trzeba unikać pobytu od początku września do początku listopada, bo wtedy są opady – czasami krótkie i nagłe, ale to może zupełnie zniweczyć jakiekolwiek zwiedzanie czy przemieszczanie się. Z zapowiedzi na grudzień 2020 r. w Bangkoku miało być w ciągu dnia 30-34°C. Bangkok leży w Zatoce Tajlandzkiej, co sprzyja stałej temperaturze przez cały rok – tam właściwie nawet w nocy nigdy temperatura nie spada poniżej 26°C, więc nocne życie tam trwa cały czas.